Jasna strona Kocborowa

Szpitale psychiatryczne w Polsce nie mają niestety dobrej opinii. Są jednak takie oddziały, na których pracują pasjonaci, starający się zmienić ten nie najlepszy wizerunek. Przykładem może być oddział leczenia zaburzeń nerwicowych i osobowości w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim. Z kierownikiem, dr. Bartłomiejem Gorlewskim, rozmawia Iwona Demska.

REKLAMA

– Próbuje Pan wspólnie z zespołem zmienić wizerunek szpitali psychiatrycznych, które nie mają najlepszej opinii. Czy jest ona uzasadniona?

– Ta zła opinia ma pewnie wiele przyczyn, jednak przypinanie łatki każdej placówce tego typu, byłoby niesprawiedliwe. Choć zgodzę się, że jest sporo do zrobienia.

– Czy studiując, a potem odbywając staż lekarski na oddziałach psychiatrycznych, zauważył Pan, że rzeczywistość rozmija się trochę z Pańskim wyobrażeniem o pracy psychiatry?

– Na studiach jeszcze nie. Potem, kiedy rozpocząłem już pracę jako psychiatra i skonfrontowałem to, co dzieje się na oddziale z własnymi wyobrażeniami, okazało się, że jest duży rozdźwięk. Wydawało mi się, że to będzie taka miła, czysta praca. Nic bardziej mylnego – jak szybko się przekonałem.

– Ale krew się przecież tam nie leje.

– No właśnie czasami się leje. Tak na marginesie, pierwsza rzecz, jaką musiałem zrobić na swoim pierwszym dyżurze, to zszyć pacjenta, który się okaleczył. Jednym słowem musiałem wykonać pracę chirurga. I tak moje wyobrażenie o pracy zawaliło się (śmiech). Ale też zmieniło się moje myślenie o pracy nie tylko w kontekście zdrowia pacjentów, ale również tego, co dzieje się z zespołem i z ludźmi, którzy pracują z chorymi. (…)

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *