Od wielu lat daje publicznie świadectwo swojej wiary i jeździ z różańcem na spotkania po całym świecie. Jego książki tuż po wydaniu stają się bestsellerami. Jednak, jak sam podkreśla, to absolutnie nie jego zasługa. To tak zwane nieprzypadkowe przypadki i… Maryja. Z Janem Budziaszkiem, perkusistą zespołu „Skaldowie”, rozmawia Iwona Demska.
– Życie muzyka, bez uogólnień oczywiście, nie aspiruje do świętości. Dobrze Pan o tym wie. Jednak od lat pokazuje Pan, że można iść drogą mniej uczęszczaną.
– Przez życie prowadzą mnie słowa Bernadety Soubirous, która zapytana, dlaczego Matka Boska objawiła się jej, a nie, powiedzmy, biskupowi czy proboszczowi, zawsze odpowiadała, że gdyby Maryja znalazła kogoś mniejszego i głupszego od niej, to pewnie jemu by się objawiła (śmiech). Tak więc wszystko, co stało się w moim życiu, absolutnie nie jest zależne ode mnie. Bo proszę sobie wyobrazić człowieka, o którym mówiono w Krakowie: „Jan Budziaszek – wytwórnia flaszek”, który hodował marihuanę i podobno znał się na wielu pseudonaukach, typu chiromancja, astrologia itp. I nagle do domu kogoś takiego zaczynają przychodzić ludzie i w każdą pierwszą sobotę miesiąca modlić się na różańcu.
– Jak to się stało? (…)