Szli już kilka dni: wędrowiec, koń i pies. Upał towarzyszył im nieustannie od początku drogi. Chmury schowały się gdzieś za górami i ani myślały wracać. Przed zapadnięciem zmroku musieli zdobyć jeszcze jedną, niewysoką, co prawda, ale stromą górę. Wykorzystali już wszystkie zapasy wody i bezskutecznie szukali górskiego strumyka. Mężczyzna z troską patrzył na towarzyszące mu zwierzaki. Chociaż zbliżała się siedemnasta, żar bezlitośnie lał się nieba…
Za zakrętem niespodziewanie wyrosła przed nimi piękna marmurowa brama. Dość osobliwe zjawisko jak na skromną, górską ścieżynę… Wędrowiec z zainteresowaniem zajrzał do środka. Brama prowadziła na wyłożony złotem dziedziniec. (…)
ANNA MARIA KOLBERG OV