Admirał Nelson i (nie) jego wołowina

Było tuż przed południem 21 października 1805 roku, gdy na bezanie flagowego okrętu admirała Horacego Nelsona załopotała ostatnia flaga sygnałowa.

REKLAMA

To był ten najsłynniejszy sygnał – Anglia oczekuje, że każdy człowiek spełni swój obowiązek. Obserwujący flagi kodu przez lunetę dowódca 2 Eskadry admirał Coolingwood warknął: – Czego, u licha, ten Nelson chce? Wszyscy wiemy, co robić!

Zaraz potem dwie kolumny brytyjskich okrętów skierowały się w stronę francusko-hiszpańskiej eskadry admirała Pierre’a Charles’a de Villeneuve manewrującej u przylądka Trafalgar w Hiszpanii. Wśród huku i dymu dział, trzasków pękających kadłubów, wybuchów i wykrzykiwanych rozkazów drewniane pokłady dumnych liniowców spłynęły krwią. Anglicy oczywiście wygrali. Byli lepiej przygotowani, lepiej wyszkoleni, a wysokie morale marynarzy skutecznie napędzało prawo pryzowe. Flota admirała Nelsona zatopiła jeden nieprzyjacielski okręt, 17 zdobyła, a jej straty w zabitych były pięciokrotnie mniejsze.

Tyle że to piękne zwycięstwo było… kompletnie bez znaczenia. Jego cesarska mość Napoleon Bonaparte już wcześniej odłożył plany inwazji na Wyspy Brytyjskie i flota nie była mu na razie potrzebna. (..)

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *