Powrót do chrześcijańskich korzeni – wywiad z ks. Krzysztofem Wonsem


Z księdzem Krzysztofem Wonsem, biblistą, o odnowie wiary przez Słowo Boże – rozmawia ks. Wojciech Węckowski.

REKLAMA


– Z jakimi problemami życia duchowego spotykamy się dzisiaj najczęściej?

– Z perspektywy mojej posługi w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie mogę powiedzieć, że daje się zauważyć głód wiary, który jest spowodowany coraz większym pragnieniem   życia duchowego. Z pewnością ci, którzy przyjeżdżają do takich miejsc, jak nasze centrum, to ludzie, którzy uświadamiają już sobie swoje potrzeby duchowe, choć niekoniecznie są na drodze rozwoju wiary. Gros ludzi zagubionych w tym świecie poszukuje tego, co głębsze, co pozwoli odpowiedzieć im na wiele trudnych, egzystencjalnych pytań. Myślę, że zagubienie to wynika z pewnej niestałości co do hierarchii wartości. Jest to forma relatywizmu, która pogłębia to zagubienie. Stąd ludzie niemający w życiu żadnego oparcia, wkraczają na taką drogę, na której spotkają kogoś, kto wskaże im właściwy kierunek. Jako coś niezwykle pozytywnego postrzegam istnienie silnego głodu Boga. Wychodzenie ludziom naprzeciw stanowi dużą szansę dla Kościoła. Gdy patrzymy na Europę Zachodnią, widzimy wielki kryzys wiary. Mnie się jednak wydaje, że to, co się dzieje w Europie, pokazuje jednak wyraźnie, że ludzie coraz częściej będą powracali do korzeni chrześcijańskich, bo tak naprawdę Europa ma do czego wrócić. Myślę, że także w Polsce to się stanie.

– W jaki sposób powracać zatem do wartości chrześcijańskich?
– Jestem przekonany, że to się stanie przez powrót do źródła, a tym źródłem jest Słowo Boże. Jeśli ludzi na nowo nauczymy czytać Biblię, to nauczymy ich spotykać się ze Słowem Bożym, słuchać tego Słowa. W taki sposób rozpoczyna się odradzanie wiary. Apostoł Paweł przypomniał nam w Liście do Rzymian, że wiara rodzi się z tego, co się słyszy, a tym, co się słyszy jest Słowo Chrystusa. Poprzez spotkanie z Żywym Słowem w Biblii ludzie spotkają się z Żywym Chrystusem. Uważam, że cała odnowa naszego życia będzie prowadziła przez Słowo i sakramenty, ale sądzę, że priorytetem jest powrót do żywego kontaktu ze Słowem. Kiedy  rozmawiam na przykład z katechetami, to zawsze potwierdzają, że jeżeli katechezy zaczynają się bardziej biblijne, to potrafią bardziej zainspirować uczniów. W samym Słowie jest moc i jeśli w to uwierzymy, zrozumiemy, że  Słowo naprawdę nawraca.

– Czy można rozkochać kogoś w Słowie Bożym?
– Po pierwsze, należy przekonywać ludzi do tego, żeby otwierali Biblię. Chodzi o to, aby wiernych ośmielić do czytania. Wielu tego nie potrafi, wydaje im się, że jest to Księga zbyt święta. Trzeba im podać Biblię, tak jak podaje się chleb. Następnie mówimy: czytaj nawet wtedy, kiedy jej nie rozumiesz. Przyjdzie taki moment, kiedy ją zaczniesz rozumieć, ponieważ tak samo czytali Biblię nasi starożytni ojcowie. Uczyli ciągłego czytania świętego tekstu (tzw. lectio continua), ponieważ byli przekonani, że Słowo nie tylko mówi, ale ono sprawia to, co mówi. Nawet jeśli nie rozumiem, to jeśli czytam z wiarą i miłością, Słowo zaczyna zmieniać moje życie. Będąc cierpliwym, zauważymy, że coś zaczyna się dziać. Jesteśmy pokoleniem komputera, zawsze mamy klawiaturę pod palcami i życzymy sobie tego, co chcemy mieć na ekranie. To nie pomaga dzisiaj tak naprawdę życiu duchowemu. Przy Biblii trzeba być bardzo cierpliwym. Trzeba czytać i pozwolić, żeby Słowo mnie przenikało. To nie ja mam opanować tekst, ale tekst ma opanować mnie. Jeśli postawi się ten pierwszy krok uczenia czytania w cierpliwości Biblii, to można przejść do następnego etapu, tzn. modlitwy Słowem. Uczymy w Centrum Formacji Duchowości tego, jak Słowo Boże dotyka – trafia w nasze podstawowe, egzystencjalne pytania, w sprawy, z którymi często sobie nie radzimy. Jeśli wierni się przekonają , że Słowo Boże ma taką moc, to zapewne rozwiązania wielu spraw będą szukali w Biblii. Następnym krokiem jest uczenie ludzi dokładniejszego czytania Pisma Świętego. Ktoś może powiedzieć, że nie radzi sobie ze Starym Testamentem, bo tam jest tyle przelewu krwi, tyle zabijania w imię Boga. Niektórzy wręcz boją się, że mogliby stracić wiarę. Radzę wtedy, żeby zaczynać od czytania Ewangelii. Rozpoczynając od Nowego Testamentu, zaczniemy lepiej rozumieć Stary Testament.

– Wielu duszpasterzy pragnie pomagać w pogłębianiu wiary osobom młodym. To trudne zadanie, tym bardziej, iż mówi się, że dzisiejsza młodzież dość powierzchownie podchodzi do wielu spraw, także do spraw wiary.
– Zaryzykowałbym, stawiając  taką paradoksalną tezę, że jest to powierzchowność powierzchowna, tzn. że kryje się pod nią coś o wiele głębszego. Co to może być? Niekoniecznie jest to nazywane wiarą w Boga, ale jestem przekonany, że ludzie im bardziej  powierzchownie żyją, tym bardziej tęsknią za głębią. To dzieje się z prostej przyczyny – wierzę, że skoro Pan Bóg stworzył człowieka, to potrafi  on tęsknić za tym, co głębsze – za Bogiem.

– Jak zatem pomóc młodym ludziom  przebić się przez powierzchowność, by  zaczęli słyszeć to, co jest na głębinach?
– Z pewnością trzeba nowego języka, gdyż  młodzież posługuje się  pewnym specyficznym językiem. Nie może być to jednak język, który banalizuje wartości, musi być językiem wymagającym.

– Co zrobić, by pomóc młodym zgłębiać wiarę?
– Bardzo pomocna okazać się może nasza autentyczność. Wtedy stajemy się dla nich jak lustro. Jeśli spotkają kogoś, kto nie tylko mówi, ale i wierzy w to, co mówi, to wtedy budzi się w człowieku prawdziwa tęsknota za głębią. Odwołam się tu do przykładu pewnej studentki, która nigdy nie imprezowała ze swoimi koleżankami z roku. Była wręcz przez nie wyśmiewana. Po pewnym czasie te same studentki przychodziły do niej, by się wypłakać. Potem zrozumiały, że ona jest osobą autentyczną, była w  świecie wartości, ale nie traciła kontaktu ze światem. Jeśli naprawdę żyjemy Ewangelią, to będziemy mocno stąpali po świecie, bo ona nie pozwala oderwać się od ziemi, ona jest Słowem Wcielonym, jest Jezusem Chrystusem.

– Czy Nadzwyczajny Rok Jubileuszowy jest szansą na pogłębienie wiary?
– Obecny  Jubileusz ma nam przypominać o tym, co jest pulsującym centrum Ewangelii, co jest kluczem do czytania Pisma Świętego. Obliczem chrześcijaństwa jest Bóg Miłosierny. Jesteśmy przy samym sednie przesłania chrześcijańskiego. W tym roku mamy uwierzyć, że miłosierdzie to centrum naszego życia ewangelicznego, że my sami mamy potrzebę spotkania Ojca, który jest pełnią miłosierdzia. Świat tego miłosierdzia, jak nigdy dotąd, potrzebuje, dlatego że ludzie są tak zagubieni, jak marnotrawny syn z Ewangelii. Miłosierdzie Boże przypomina nam o tym, co stało się na chrzcie świętym, to znaczy, że naprawdę istniejemy dzięki Bożemu miłosierdziu. Całe nasze życie jest utkane dzięki niemu. Bóg miłuje za nic. Miłuje dlatego, że jestem. Bóg odpowiada w miłosierdziu swoim na potrzebę człowieka, aby być kochanym. Jeśli człowiek nawiąże relację miłości z Bogiem, to sam zacznie od siebie wymagać.


„Pielgrzym” 2016, nr 8 (688), s. 18-19

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *