Z szydełkiem spokojniej – Lucyna Kościńska

Spod ich rąk wychodzą prawdziwe arcydzieła, przepiękne przebiśniegi, fiołki, żonkile, ułożone w bukietach, wyglądają z daleka jak ledwo co zerwane kwiaty z ogródka, dopiero kiedy z bliska popatrzymy na bukiet, widzimy na płatkach kwiatów delikatny ścieg szydełkowy.

REKLAMA


Zastanawiam się, jak w tym zabieganym świecie znaleźć chwilę dla siebie i pomyśleć wyłącznie o swoich potrzebach. Oczywiście nie z egoizmu, ale po to, abyśmy nie zagubili się w tej codzienności, nie biegli za kimś, za czymś, co z perspektywy czasu nie będzie miało takiego znaczenia.
Pamiętam z dzieciństwa, że wszystkie takie prawdziwe mądrości życiowe przekazywała mi babcia, która siedziała na pięknej, tapicerowanej sofie i robiła na drutach. Siedziała spokojnie, nawet nie patrzyła na robótki, rozmawiała ze mną, śpiewała pieśni o Matce Bożej: „Chwalcie łąki umajone, góry, doliny zielone, chwalcie cieniste gaiki, źródła i kręte strumyki…”, uczyła mnie „Pod Twoją obronę”. Czułam, że w tym czasie była absolutnie dla mnie, a jednocześnie spod jej rąk wychodziły ciepłe, wełniane skarpety na zimę albo ślicznie haftowane obrusy.
Szczęśliwi ci, którzy mają w rodzinie babcie, które potrafią robić tak wspaniałe rzeczy. Ja niestety nie zdążyłam nauczyć się robić na drutach, haftować, czy szydełkować, moja babcia odeszła za szybko, ale pamiętam te chwile jako czas spokoju i szczęścia.

Atawizm kobiecy
Niedawno sama chciałam nauczyć się szydełkować, zmęczona codzienną bieganiną, kiedy wieczorami nie ma już sił nawet na czytanie książek. Kupiłam szydełko, sztuk 1 za całe 3,20 zł, do tego kłębek odpowiednich nici, fachowo nazywanych kordonkiem i postanowiłam, że za nic w świecie nic i nikt nie oderwie mnie od wieczornego szydełkowania. Pamiętałam jak przez sen wskazówki babci: łańcuszek, kółeczko, półsłupek; wszystko się przypominało i nawet coś wychodziło, ale po czasie, mimo wielu prób, zawsze zostawała w ręku serwetka, która ściągała się na krawędziach, co okrutnie przypominało czapkę dla lalek, a mnie się przecież marzyła piękna, koronkowa serweta. Nie poddawałam się długo, kupiłam odpowiednie podręczniki, magazyny itp. No przecież nie może to być tak trudne, naiwnie pomyślałam, rozszyfrowując wskazówki z podręczników: „zacząć w kółeczku  formowanym z końca nitki, 1 o. łańc., 24 o. ścisłe, zamknąć okr. 1 o. ścisłym zamyk. wkłutym w o. łańc. z początku”. Dalej było jeszcze gorzej, pojawiły się dziwne znaki, kreseczka z przekreśleniem, a na górze daszek, kreseczka z dwoma przekreśleniami i tak dalej; kółeczko, kółeczko zamalowane. Nawet jak już znalazłam objaśnienia do tych magicznych znaków, które wydawały mi się trudniejsze niż egipskie hieroglify, efekty mojego szydełkowania nie były rewelacyjne.
Wypytywałam koleżanki, pytałam po rodzinie, ale żadna nie szydełkowała, kiedyś w szkole na zpt (zajęcia praktyczno-techniczne), ale nikt już nie pamiętał o szydełku, natomiast okazało się, że każda była zainteresowana i sama chciała poszydełkować.
Atawistyczne potrzeby kobiet się odezwały i po co nam było to równouprawnienie, po co ofiary sufrażystek, skoro i tak każdą w końcu ciągnie do ręcznych robótek, zagniatania ciasta drożdżowego i gromadki dzieci, że jest w tym magia, która nawet ukrywana i tłamszona przez codzienność gdzieś wypłynie.

Hołd dla prababek
Kto raz spróbował szydełkowania, wziął do ręki druty, czy igłę do haftowania, czuje jak bezwarunkowo oddaje się tylko temu, koncentruje się na przeliczaniu oczek, formowaniu wzorów i nadawaniu nowych kształtów kwiatom. Żadna inna praca domowa nie daje takiego odprężenia, nie daje takiej przyjemności, nie mówiąc o wspaniałych efektach, jak robótki ręczne. Serwetka, która nigdy się nie opatrzy, bo na każdym etapie jej tworzenia mamy wspomnienia, to hołd dla naszych babek i prababek, które w genach przekazały nam miłość do szydełka. Ale, żeby zrobić piękną serwetkę i nie pogubić się w labiryncie oczek, trzeba było poszukać pomocy.
Taką pomoc znalazłam. Nie było to łatwe, ale odszukałam Kociewskie Forum Kobiet, które skupia w swoich szeregach przedstawicielki Kół Gospodyń Wiejskich. Celem stowarzyszenia jest m.in. dbałość o kulturę i tradycję oraz szerzenie kultury kulinarnej.
Panie z różnych miejscowości powiatu tczewskiego: Pelplina, Rajków, Lignów Szlacheckich, spotykają się w każdy wtorek w Miejskim Ośrodku Kultury w Pelplinie po to, aby w miłej atmosferze wspólnie szydełkować, haftować, tworzyć piękne ozdoby świąteczne. Każda pani przynosi swoje prace i wymieniają doświadczenia. To, jak dobrać odpowiednie kolory do kwiatowych wzorów, albo jak zakończyć schemat nowego wzoru, to nie tylko tematy ich rozmów, planują kolejne wyjazdy, kolejne kiermasze, gdzie mogą pochwalić się, a niekiedy nawet sprzedać swoje dzieła, a nie jest łatwo rozstać się z tak pięknymi rzeczami. Jak same mówią, dla nich to nie tylko nici, czy kawałek wełny, to jest ich czas, emocje z tym związane i ogromna satysfakcja z ukończenia niekiedy wielomiesięcznej pracy.

Mistrzynie
Pani Maria, Krysia, Mirka, Marzena, Ania to prawdziwe skarbnice wiedzy o robótkach szydełkowych. Chociaż każda z nich specjalizuje się w innej dziedzinie, dla nich tak magiczne hasła, jak: słupek, półsłupek, to tylko szybki ruch szydełkiem i wszystko zdaje się łatwiejsze. Spod ich rąk wychodzą prawdziwe arcydzieła, przepiękne przebiśniegi, fiołki, żonkile, ułożone w bukietach, wyglądają z daleka jak ledwo co zerwane kwiaty z ogródka, dopiero kiedy z bliska popatrzymy na bukiet, widzimy na płatkach kwiatów delikatny ścieg szydełkowy. W ich rękach włóczka, kordonek, mulina zamieniają się w piękne motyle, świąteczne kurczaki i błyszczące bombki. Wszystko to jest delikatne i wymaga ogromnej wprawy i cierpliwości.
Każda z pań w robótkach ręcznych szuka czegoś innego. Dla pani Marii nauczycielki, która uważana jest wśród pań za mistrzynię haftu, praca z szydełkiem czy igłą to ucieczka od stresującej pracy, jak mówi: „nie chcę, żeby nerwy związane z pracą przenosiły się do domu, lubię usiąść wieczorem do haftu i spokojnie przemyśleć dzień”. Niekiedy przez pół roku pracuje nad jedną rzeczą, no i jak później rozstać się z czymś, co każdego wieczoru zajmowało tyle czasu. Zakończenie takiej pracy to ogromna satysfakcja, ale i sporo wyrzeczeń, chociaż sama mówi: „jeśli przez dłuższy czas nie robię na szydełku, to czegoś mi jednak brakuje”.
Wśród takich mistrzyń szydełka, człowiek może poczuć się trochę onieśmielony, ale trafiłam pod dobry adres, w końcu rozszyfrowałam magiczny SŁUPEK: nawinąć nitkę na szydełko, wkłuć w oczko łańcuszka, przeciągnąć przez oczko łańcuszka, przeciągnąć przez dwie pętelki na szydełku, znowu przez dwie i już mamy cały słupek.
Teraz tylko trochę wprawy i być może już wkrótce będę mogła w 5 minut zrobić prześliczny kwiatek, pierwszy do mojego wiosennego bukietu, a później może i koronkowe firanki, ale to już co najmniej na półroczną ucieczkę od stresującego życia.

Lucyna Kościńska


Fot. L. Kościńska

 


„Pielgrzym” 2009, nr 16 (514), s. 12-13

 

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *