Jezus nie lubi się narzucać

Przy tej grocie dotykam najtrudniejszego dla mnie aktu wiary chrześcijańskiej. Bo wszystkie inne, łącznie ze Zmartwychwstaniem, są już tylko konsekwencją tego, co się tu wydarzyło. A co się tu wydarzyło? No właśnie. Tu się wydarzyło coś niepojętego. Bóg zechciał zejść na świat, zechciał przyjść na ziemię w sposób tak zwyczajny, że prawie niezauważalny.

REKLAMA


Autobus zostawił nas, pielgrzymów, na parkingu obok stacji benzynowej. W prześwicie ulic szczyt Bazyliki Zwiastowania wyraźnie już stąd widać. Wspinając się lekko, podążamy w kierunku gigantycznej kopuły. Mijamy ruchliwe rondo bez wyraźnych pasów dla pieszych. I zaraz pokonujemy w poprzek obsadzony świeżymi palmami skwer, na którym tuż przed rokiem wielkiego jubileuszu chrześcijaństwa usiłowali muzułmanie wznieść meczet, w planach ponoć wyższy od kościoła. Pod naciskiem chrześcijańskiej opinii światowej i zabiegów dyplomatycznych rządów niektórych państw, żydowskie władze miasta, które już wyraziły zgodę na budowę meczetu, w porę wycofały się z pochopnej i nieprzemyślanej decyzji. Ale muzułmanie nie rezygnują z raz podjętej próby i prawo do posiadania skweru wyrażają dwujęzycznymi napisami na transparentach rozwieszonych między palmami, przypominając przechodniom, że poza Allahem nie ma innego Boga, tym bardziej w Trójcy Świętej.

Rozważanie Tajemnicy

Już tylko krok i oto wchodzimy przez bramę na plac przed bazylikę o monumentalnym portalu, nie zatrzymując się nawet, by jak najszybciej znaleźć się w przyciemnionym wnętrzu dolnego kościoła, będącym w kontraście z podwórcem i rozpalonym od słońca do białości marmurem. Bo rozważanie Tajemnicy wymaga ciszy i skupienia, wymaga atmosfery wywołanej znikomością zewnętrznego światła, by móc otworzyć się na światło wewnętrzne, wywołane w nas samych. Sercem dolnego kościoła jest święta grota z marmurowym ołtarzem, na którego predelli widnieje łaciński napis: VERBUM CARO HIC FACTUM EST. Pielgrzymi z nabożnością przyklękają. Czuje się duchową potęgę tego miejsca. Plamy bizantyńskich mozaik posadzkowych sugerują, że wieki przed nami to doświadczenie sacrum było udziałem także najdawniejszych chrześcijan, tych, którzy wznieśli tu godny swej wiary kościół. Stało się to krótko po tym, kiedy sobór w Efezie ogłosił w 431 roku Maryję Bożą Rodzicielką – Theotokos. 

Przy tej grocie dotykam najtrudniejszego dla mnie aktu wiary chrześcijańskiej. Bo wszystkie inne, łącznie ze Zmartwychwstaniem, są już tylko konsekwencją tego, co się tu wydarzyło. A co się tu wydarzyło? No właśnie. Tu się wydarzyło coś niepojętego. Bóg zechciał zejść na świat, zechciał przyjść na ziemię w sposób tak zwyczajny, że prawie niezauważalny. Zapożyczył niejako ciało od stworzenia, od kobiety, by stać się jednym z nas. By wejść w rodzinę ludzką i doświadczyć wszystkich jej utrapień. Solidarnie – byśmy nie wymawiali się, że Bóg nasz jest odległy, niedostępny, wyobcowany z naszych udręk. Co więcej, przyszedł, by nas uzdolnić do osiągnięcia nieba, a to wymagało aktu zbawienia, okupionego ofiarą samego Boga.

Dziękuję Ci, młodziutka Miriam, że tamtego dnia zechciałaś zapytać anioła, który przyszedł do tej groty z nowiną, że staniesz się matką, że zechciałaś zapytać, jak się to stanie, skoro nie znasz pożycia z mężem?

To pytanie jest ważne dla nas, bo z otrzymanej od anioła odpowiedzi dowiadujemy się, że wyznawany dotąd przez żydów Bóg jest Bogiem Troistym i po wtóre, że cała Trójca bierze udział w odwiecznym planie zbawienia. Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Oto w tym momencie, kiedy młodziutka Miriam wypowiedziała słowa przyzwolenia: – Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego – w Jej łonie poczęło się nowe życie. Tak mówią teolodzy. I w tym momencie Jezus zaistniał jako człowiek.

Artyści i niewyrażalne

Mam w pamięci obrazy dawnych mistrzów, którzy podejmowali próby wyrażenia środkami artystycznymi tą niewyrażalność. Choćby jeden z nich, namalowany około 1425 roku przez Roberta Campina z Tournai, oglądany przeze mnie w zbiorach sztuki średniowiecznej Muzeum Metropolitarnego w Nowym Jorku. Malarz ukazał scenę Zwiastowania we wnętrzu zamożnej, flamandzkiej kamienicy, pełnej solidnych sprzętów, przy kominku. Ujrzał tam Maryję zajętą czytaniem, do której posłaniec z nieba jakby się skradał. Na okrągłym stoliku wiatr przewraca stronice innej księgi, zapisane gotyckim pismem. Zapewne tenże sam powiew anielskich skrzydeł zgasił świecę osadzoną w mosiężnym lichtarzu. Smużka dymu ulatuje w powietrze, znak, że pora zapalić nowy płomień, bo dawne czasy właśnie przemijają. Biała lilia w majolikowym dzbanie ma symbolizować czystość i niewinność Maryi. Osobiście wolę takie obrazy, w których możemy ujrzeć gołębicę, symbol Ducha Świętego, wysyłającą z nieba promień złocistego światła prosto na łono Maryi. W aspekcie teologicznym podobna wizja głębiej oddaje tajemnicę Poczęcia.

W Nazarecie

Jezus nie lubi się narzucać. Na miejsce swojego poczęcia wybrał nikomu nieznaną miejscowość. Natanael z Kany Galilejskiej, któremu powiedziano, że zidentyfikowano wreszcie Mesjasza, aż zakpił na wieść, że ma pochodzić On z Nazaretu: Czyż może być coś dobrego z Nazaretu? (zob. J 1,46). Ta niewielka miejscowość, gdzie wszyscy sąsiedzi znali się na wylot, nie znała tylko jednego, całej prawdy o tym cudownym Dziecku, które wzrastało pod okiem Józefa i Maryi, prawowitych małżonków.

Kiedy jako dorosły wystąpił Jezus  przed sąsiadami ze swoją nauką, ci popadli w niemałe zdumienie nad jej niezwykłością: Skąd On to ma? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? (zob. Mk 6, 2-3).

A więc cała rodzina Jezusa, ciotki i wujowie, kuzyni i kuzynki, w semickiej kulturze zawsze nazywani braćmi i siostrami, wszyscy oni mieszkali w tej małej miejscowości rolniczej. Jezus był dla nich kimś tak zwyczajnym, iż nie dawali wiary w Jego posłannictwo, co z kolei wprawiło Jezusa w zdumienie: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony (zob. Mk 6,4). Raz nawet obrażeni sąsiedzi usiłowali zrzucić Go ze skarpy w przepaść, kiedy wprost napiętnował ich niewiarę i duchową tępotę. Wolał zamieszkać nie w Nazarecie, ale w Kafarnaum, w domu przyjaznych Mu braci, Piotra i Andrzeja.

Udaliśmy się jeszcze do kościółka św. Józefa, oddalonego kilkaset kroków od Bazyliki Zwiastowania. Skromny, bez artystycznych ekstrawagancji, posadowiony na pozostałościach Nazaretu z czasów Jezusa. Tak przynajmniej twierdzą archeolodzy na podstawie znalezisk.

Co mnie najbardziej uderzyło w podziemiach kościoła, to baptysterium. Miejsce chrzcielne z V wieku w żydowskiej osadzie? I to w Galilei, gdzie osiedliło się wielu Żydów z Judei po katastrofie dwukrotnego niszczenia Jerozolimy przez Rzymian, raz  w 70 i po raz wtóry 135 roku? A może w późniejszych wiekach tak źle nie było z mieszkańcami Nazaretu w sferze wiary w Jezusa jako zapowiedzianego Mesjasza, skoro zaistniała potrzeba zbudowania baptysterium, w którym udzielano chrztu poprzez zanurzenie, czyli ludziom dorosłym? Baptysteria wznoszono zwykle w miastach pogańskich, a nie żydowskich. Co więcej, po śmierci Jezusa na czele jerozolimskiej gminy judeochrześcijan stanął Juda, Jego kuzyn. Inni Jego krewni też pełnili ważne funkcje w pierwotnym Kościele.

Czemu służą apokryfy

Wąską uliczką idzie się ponad kilometr w głąb miasta, gdzie na niewielkim skwerze widnieje konstrukcja nowej fontanny z trzema dyszami, przez które od dawna nie płynie ani kropla wody. Trzeba zajrzeć w głęboki wykop z tyłu, by dostrzec w nim pozostałości starożytnych urządzeń wodnych, należących do głównego źródła wody pitnej w mieście.

Dziś źródło to bije po dawnemu, tyle że w ocembrowanej studni, nad którą wzniesiono kościółek Archanioła Gabriela. Posługują w nim Grecy prawosławni. I znów w tym szczególnym miejscu dotykamy materii tamtych czasów. Skoro było to główne źródło w mieście, musiała przychodzić doń i Maryja z dzbanem na ramieniu i z małym Jeszuą, prowadzonym za rękę. Kościół w swej mądrości i krytycyzmie już w starożytności odrzucił apokryfy jako źródło wiedzy bałamutnej, traktując je jako literaturę okołobiblijną.

Niemniej aż korci zajrzeć do nich, by milczenie czterech autorów Ewangelii historycznych wypełnić jakąś treścią z pierwszych lat życia Jezusa. To właśnie przy tym nazaretańskim źródle anonimowi autorzy apokryfów ujrzeli Jezusa jako chłopca nawet psotnego. Oto raz porozbijał rówieśnikom dzbany na wodę, a gdy ci zanosili się płaczem po stracie, Jezusik sprawił, że znów stały się całe. Innym razem lepił na ich oczach ptaszki z gliny, którym mocą swej woli przydał zdolność fruwania. Apokryfy mają tę wagę, iż ich lektura w zestawieniu z lekturą Ewangelii kanonicznych, tylko podkreśla prawdziwość i historyczność tych drugich, nawet gdy tak niewiele mają do powiedzenia o ukrytym życiu Jezusa w Nazarecie.

Jan Gać

 


„Pielgrzym” 2009, nr 24 (522), s. 20-21

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *