O mistrzu nad mistrzami i pewnej primadonnie

6 sierpnia 1889 roku otwarto w centrum Londynu Hotel Savoy. Tak, tak, to ten hotel, który zapoczątkował całą masę różnych Savoyów.

REKLAMA


To on na nowo zdefiniował takie pojęcia, jak splendor czy luksus. Jako pierwszy na świecie miał elektryczne oświetlenie i bieżącą wodę w pokojach. To w nim mieszkały największe osobistości świata, artyści, milionerzy, naukowcy czy wybitni politycy. Nie jestem pewien, ale podejrzewam, że mieszkał tam nawet komandor James Bond i adorował w nim piękną damę. Przy okazji zapewne naszpikował kulami i wyrzucił przez okno jakiegoś komunistę. Jedno jest pewne – w dniu otwarcia Savoya w Londynie nie było bardziej nowoczesnego od niego hotelu na całym globie.

Nic zatem dziwnego, że korzystali z niego obrzydliwie bogaci turyści. A skoro wydawali na pokoje wiadra pieniędzy, to właściciele hotelu postarali się, by wydawali ich jeszcze więcej, na przykład w hotelowej restauracji. I dlatego zatrudnili legendę. Auguste Escoffier to człowiek, dzięki któremu kuchnia francuska zdominowała wszystkie inne. To on ostatecznie ją zreformował i skodyfikował, uprościł i nadał jej więcej naturalności. Jest autorem setek klasycznych przepisów, karty dań, a także nowoczesnej organizacji pracy w kuchni czy nowoczesnego zarządzania hotelami. Escoffier był po prostu genialny.
Jak wspomniałem, w Savoyu spotykała się sama śmietanka towarzyska, crème de la crème. Zamieszkała tam również madame Nellie Melba. W rzeczywistości ta australijska primadonna operowa nazywała się Hellen Porter Mitchell i ówcześnie była kimś na miarę pana Bono z U2. Ale nie to jest najważniejsze. Istotne jest, że była wyśmienitą artystką, bogatą, zarozumiałą, kochającą przepych, wytworne przyjęcia i wyrafinowaną kuchnię. I to od jej artystycznego pseudonimu pochodzi nazwa jednego z najsłynniejszych deserów świata.
Z Augustem Escoffierem operowa diva spotkała się po raz pierwszy w 1893 roku właśnie w Hotelu Savoy. Kilka lat później świat poznał, co to jest Pêches Melba. Jak to zwykle bywa, relacje na temat jego powstania różnią się od siebie. Pani Melba jest przekonana, że deser otrzymała pewnego dnia w hotelu z informacją, że zrobił go dla niej specjalnie chef Escoffier. A gdy usłyszała, czy można te smakowite brzoskwinie nazwać jej imieniem, radośnie zaklaskała w dłonie i powiedziała: „Tak”. Sam mistrz utrzymywał, że na pomysł wpadł podczas otwierania paryskiego Hotelu Ritz w 1898 roku. Tam primadonna poprosiła go o przepis na Pêches Cardinal, brzoskwinie z musem truskawkowym (lub malinowym). Escoffier podarował jej przepis i…. jednocześnie postanowił go zmodyfikować, dodać jakiś element, który go uatrakcyjni, ale nie zmieni pierwotnego charakteru i nie zdominuje smaku owoców. Wybór padł na lody waniliowe.
Brzoskwinie Melby są deserem prostym, acz eleganckim i uwielbianym dosłownie wszędzie. Naturalnie wersji tego smakołyku jest już więcej niż wszystkich śpiewaczek operowych na świecie. Ten pierwotny, oryginalny Auguste Escoffier zapisał dopiero w latach dwudziestych XX wieku w swoich pamiętnikach.

Zatem należy wziąć dojrzałe brzoskwinie, najlepiej te z podparyskiej miejscowości Montreuil, przepołowić, obrać i zblanszować we wrzątku, a następnie wrzucić do lodowatej wody, odcedzić, obsypać lekko cukrem i włożyć do lodówki. Maliny należy zmiksować z cukrem pudrem, tworząc sos. Na koniec dno kryształowego pucharu należy wyłożyć porcją lodów waniliowych, na nich położyć brzoskwinie i oblać sosem. Ręczę, że już zjadając Pêches Melba, z zachwytu wydacie z siebie naprawdę niezłą arię operową.

Sławek Walkowski


„Pielgrzym” 2017, nr 15 (721), s. 37

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *