Papież Franciszek ukochany – Ks. Franciszek Kamecki

Ponoć kochany na zewnątrz, a nielubiany wewnątrz. Bo Franciszka najbardziej uwielbiają ci wędrujący po obrzeżach Kościoła.

REKLAMA



Tak piszą dziennikarze w wielu gazetach. I dalej opiniują tak: jest pokorny, usłużny i zarazem odważny, otwarty, szczery, bezpośredni wobec ludzi i do ludzi. Tego, o czym mówi, nawet o rzeczach trudnych, nie owija w kościelną bawełnę. Niektórzy z tego wnętrza Kościoła – duchowni, księża i kardynałowie – prawdopodobnie mają papieża z Argentyny powyżej dziurek w nosie i powyżej uszu. Z trudem przyjmują jego autorytet. Proponowane przez papieża Argentyńczyka reformy próbują hamować. Jest to jakiś wewnętrzy grzech w Kościele.
Jak można tak myśleć i mówić! Przecież moje pokolenie kapłanów (dzisiaj rezydentów) posłuszeństwo i wierność Stolicy Apostolskiej uważało za priorytet. Natomiast w sprawach drugorzędnych mieliśmy wolność działania. Przecież nie było żadnych szczegółowych programów nauczania ani kazań, ani zarządzonych innych działań w parafiach. Ksiądz był samodzielny i odpowiedzialny. Sami z zapałem wprowadzaliśmy reformę soborową (w latach 70. XX wieku za czasów papieża błogosławionego Pawła VI). Język narodowy – polski – zamiast łaciny. To był też patriotyzm, którego niektórzy kapłani do dziś nie rozumieją, bo chcieliby wrócić do łaciny. A przebudowa ołtarzy twarzą do wiernych? Wielu chętnie słuchało Kościoła, ale niektórzy z oporem do tego podchodzili. „Nie pozwolę przez cały czas oglądać mojej gęby” – protestował jeden znany kanonik (już nie żyje). A inny, kiedy zostałem do niego posłany z pomocą podczas wakacji w czasie studiów na KUL, powiedział parafianom: „Teraz ksiądz student będzie odprawiał przodem do was, stojąc za ołtarzem, drodzy parafianie, a jak, ja będę odprawiał tyłem do was, stojąc przed ołtarzem, obydwie msze będą równie ważne”. W nowej diecezji pelplińskiej (za bpa Jana Bernarda Szlagi) z pierwszego szkolenia świeckich szafarzy nadzwyczajnych Komunii wróciło z Pelplina dwóch naszych parafian. Był grudzień 1992. I słyszałem, że w tej sprawie na kolędzie parafianie zaatakują proboszcza. Nic nie było. Jedynie jeden parafianin miał zastrzeżenia do zbyt dużego wąsa u pana Kazimierza, co z uśmiechem mu przekazałem.
Mam jeszcze dziesiątki notatek, zeszytów z pracy nad przygotowywaniem katechez i kazań, rekolekcji i innych prób organizacyjnych. Była duża samodzielność. Dzisiaj władza kościelna pyta się w każdym wypadku, czy miałem pozwolenie biskupa. Jasne, że ksiądz biskup jest nad wszystkim, ale ile z ogólnych zarządzeń Episkopatu albo biskupów zrealizowano? Niewiele. Dyrektorium z 2001 roku niezrealizowane pójdzie do lamusa (bo znowu kolejna reforma edukacji, a może deformacji?).
W Kościele trzeba słuchać. Często, kiedy słyszę Franciszka, który krytykuje swój Kościół i katolicyzm, jakbym słyszał Mistrza z Nazaretu, samego Jezusa, który był największym krytykiem swojej religii. Było szokujące, gdy niedawno papież w homilii w Domu św. Marty powiedział: „Jakże często wszyscy słyszymy w swoim otoczeniu, jak ludzie mówią: Lepiej być ateistą niż takim katolikiem”. Papież miał na myśli tych tak zwanych katolików, którzy mówią jedno, a czynią drugie. A więc czy to do nas, kiedy biegniemy do kościoła? Czy to obejmuje tych, co nie płacą swoim pracownikom godnych pensji, wykorzystują ludzi, robią nieuczciwe interesy, piorą brudne pieniądze lub prowadzą podwójne życie? To nie katolicy, ale – zdaniem papieża – obłudnicy. Czyli faryzeusze!
Może nas zdumiewa ta krytyka, bo najprawdopodobniej z przesadą uwierzyliśmy w tak zwaną dumę narodu polskiego, niemądrze lansujemy mesjanizm romantyków, pychę obywateli i arogancję grzeszników.

Ks. Franciszek Kamecki



„Pielgrzym” 2017, nr 9 (715), s. 25

 

Udostępnij ten artykuł:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *